Archiwum dnia: 14 lutego 2011

Kościół Ewangelicki w Świeradowie Zdroju

Kościół Ewangelicki w Świeradowie ZdrojuHistoria Kościoła Ewangelickiego (Luterańskiego) w Świeradowie Zdroju jest niezwykle ciekawa i mało znana. Zwłaszcza historia świeradowskich ewangelików – luteran po II wojnie światowej dla których miejscem kultu religijnego był poddawany stale aktom wandalizmu tamtejszy piękny kościół. Nieznani sprawcy i wandale – jak to wówczas zwykło się mówić i pisać dokonywali zniszczeń, aby rozproszyć ewangelików skupionych wokół swego kościoła. Mimo zapewnionej stałej opieki duszpasterskiej i regularnych nabożeństw na siłę próbowano uniemożliwić ich odprawianie. Ostatecznie w roku 1973 długotrwała akcja „nieznanych sprawców” doprowadziła do zburzenia kościoła. Do dziś żyje jednak spora grupa świadków tych zdarzeń. Po kościele nie pozostało nic, a na jego miejscu istnieje dziś czynny cmentarz.  

Cmentarz, na którym mieszkańcy Świeradowa-Zdroju grzebią swoich zmarłych ma ponad 250 lat. W czasach niemieckich oraz polskich po II wojnie światowej do roku 1973 otaczał on kościół ewangelicki, który dzisiaj już nie istnieje. Dlatego historia cmentarza powinna objąć też kościół. Na początku XVII w. ewangeliccy mieszkańcy Świeradowa-Zdroju nie mieli w swojej rodzinnej miejscowości ani kościoła ani cmentarza. Aby uczestniczyć w nabożeństwie musieli chodzić do kościoła ewangelickiego w Mirsku. Wszystkie uroczystości kościelne odbywały się w Mirsku, a zmarli grzebani byli na mirskim cmentarzu.  

W tamtym czasie Świeradów-Zdrój należał do księstwa Jaworskiego i do katolickich Habsburgów. Jednakże w 1654 r., podczas kontrreformacji, Habsburgowie zamknęli okoliczne kościoły w Mirsku, Gierczynie i Rębiszowie. Sytuacja ta spowodowała, że świeradowscy ewangelicy chodzili na nabożeństwa do oddalonej o 10 km Pobiednej. Była to dla nich długa, którą po pewnym czasie nazwali „kościelną droga do Pobiednej”. Zmarli grzebani byli w dalszym ciągu w Mirsku. Trumna za zmarłym odprowadzana była od szkoły do ostatniego domu w Orłowicach, gdzie przejmowała ją szkoła z Mirska.  

W 1742 r. sytuacja zmieniła się pod panowaniem Prus, a ludność otrzymała wolność wyznania, co oznaczało że ewangelicy mogli wreszcie wybudować swój kościół i cmentarz. W grudniu 1741 r. rozpoczęto przygotowani a do budowy kościoła, jednakże plany legły w gruzach. Mimo to ludność postanowiła wznowić budowę drewnianego domu modlitwy – kościoła w miejscu gdzie dziś znajduje się cmentarz. Właściciel pensjonatu „Gospoda” sprzedał ewangelikom działkę budowlaną pod kościół i cmentarz po bardzo korzystnej cenie i pozostawił obok gospody dom jako plebanię.  

W okresie budowy nabożeństwa odbywały się w sali obok gospody. Pierwszy pastor Świeradowa-Zdroju – Christian Bottner – pierwsze kazanie wygłosił pierwszego dnia Zielonych Świątek (Święto Zesłania Ducha Świętego) w 1742 r. Poświęcenie kościoła odbyło się 23 października 1742 r., a w następnym roku w trakcie budowy wieżyczki zawieszono dzwon. Pastor Bottner zmarł w 1758 r. a jego następcą został pastor Bergmann z Przecznicy. Na jego polecenie wybudowano w 1764 r. mur wokół cmentarza, który przetrwał do dziś. 30 lat cieszyli się świeradowianie z drewnianego kościółka, który z powodu złego stanu musiał zostać zburzony. W 1767 r. mieszkańcy wspólnie z pastorem postanowili wybudować nowy, większy kościół z trwalszego budulca. W tym czasie miejscowość liczyła już 225 domów. Mieszkańcy żyli skromnie, utrzymując sie głównie z leśnych robót i owoców pracy na roli. Wybudowanie kościoła, było dla nich dużym poświęceniem.  

Kościół wzniesiono z dużym rozmachem w stylu barokowym. Od bramy głównej kroczyło się przez dużą nawę kościoła do ołtarza z obrazem błogosławiącego Chrystusa. Ze wspaniale wykonanego sklepienia zwisały trzy ogromne żyrandole. Na pierwszym piętrze znajdowała się okalająca wnętrze kościoła empora, w której siadali mężczyźni. Kobiety zajmowały miejsca na dole. Na drugim piętrze wznosiły się ogromne organy, a w każdym z czterech kątów kościoła znajdowały się niewielkie empory. Podczas nabożeństw śpiewały tam dzieci podzielone na cztery chóry. Na dole w nawie znajdowała się pięknie ozdobiona ambona. Na przedniej ścianie okalającej empory, w pobliżu ołtarza wisiały obrazy pastorów. Oprócz wejścia głównego, do kościoła prowadziły jeszcze trzy inne wejścia. Po 13 latach – w 1780 r. budowa kościoła została zakończona. Jednakże z braku funduszy dopiero po 12 latach dobudowano wieżę. Pierwszą plebanię zburzono w 1879 r., a na jej miejscu wybudowano nową, która stoi po dziś dzień, ale niestety nie służy swojemu pierowtnemu przeznaczeniu.  

Po 1930 r. na cmentarzu została wniesiona kapliczka, w której po dziś dzień odprawiane są nabożeństwa żałobne.  

Opowiadanie Pani Stefanii Dutkiewicz zamieszczone na portalu www.swieradowzdroj.pl jest jedną z relacji świadków czasów powojennych.  

„W roku 1953 nabożeństwa w kościele ewangelickim odbywały się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Świeradowski zbór obsługiwał pastor Gerstenstein z Wrocławia. Rok później z Warszawy przyjechał w te strony pastor Jajte i zamieszkał w Cieplicach, obsługując tamtejszy kościół oraz kościół Wang, nasz świeradowski zbór i kościół w Lubaniu. Wtedy też zdarzyła się pierwsza kradzież. Skradziono obraz umieszczony w ołtarzu kościoła. W domu parafialnym naprzeciw kościoła mieszkała rodzina ewangelicka p. Durynek. Rodzina ta bezinteresownie zajmowała się sprzątaniem kościoła, przygotowywaniem go do nabożeństw oraz chroniła przed wandalami i złodziejami. Oni tez zgłosili kradzież obrazu na milicję. W tamtym czasie posterunek mieścił się naprzeciw cmentarza. Milicjanci stwierdzili, że ponieważ nie jest to obiekt państwowy oni nie mają obowiązku wszczynać śledztwa w tej sprawie.  Po kilku tygodniach p. Durynek udaremnił kolejną kradzież. Złodzieje tym razem usiłowali skraść kryształowe kandelabry. Od tego momentu nabożeństwa  odbywały się w mieszkaniu państwa Durynków. Dalej dewastacja kościoła postępowała już szybko. Raz po raz wybijano szyby w kościele i wchodzono do jego wnętrza. To skłoniło mnie do napisania w tej sprawie do Ministerstwa d/s Wyznań powołując się w piśmie na konstytucyjną gwarancję wolności wyznania. Bardzo długo czekałam na odpowiedź. Po czterech miesiącach poinformowano mnie, że sprawa została skierowana do Wojewódzkiego Wydziału d/s Wyznań we Wrocławiu. Po upływie kolejnych miesięcy otrzymałam wreszcie odpowiedź: „Stwierdzamy po uprzednim zbadaniu sprawy i obiektu, iż kościół jest zabytkiem klasy zerowej i podlega absolutnej ochronie”. Niestety odpowiedź nadeszła zbyt późno, zdewastowany kościół rozebrano już zupełnie. Organy rozbito  a piszczałki z nich poniewierały się nawet w Czerniawie, jak również książki liturgiczne i  inne przedmioty. To co zdołano uratować, państwo Durynek przenieśli do zamieszkiwanego przez siebie budynku. Tych kilka rodzin ewangelickich które w okolicach Pobiednej, Czerniawy i Świeradowa mieszkały, własnymi siłami wyremontowało pomieszczenia w budynku obok cmentarza, które potem służyły nam jako kaplica. Wcześniej jeszcze cały budynek został zasiedlony przez Urząd Miasta, a póżniej stało się już tylko formalnością zrzeczenie się przez pastora Neumana prawa własności do tego budynku.” (opowiadanie Stefanii Dutkiewicz)   

Opracował: ks. Cezary Królewicz

Related Images:

Sytuacja powojenna Diecezji Wrocławskiej

Początkiem maja 1945 r. ks. dr Wiktor Niemczyk – jako duchowny ewangelicki – powołany został przez Pełnomocnika Rady Ministrów na miasto Wrocław, dra Drobnera – do zbadania sprawy Kościoła ewangelickiego w mieście Wrocławiu. Przydzielony do Grupy Operacyjnej Pełnomocnika Ministra Oświaty we Wrocławiu, udał się tam już 9 maja. Zwiedziwszy wszystkie obiekty należące do Kościoła ewangelickiego i zbadawszy ich stan, po nawiązaniu kontaktu z duchowieństwem ewangelickim Wrocławia i wysłuchaniu ich sprawozdań i opinii w dniu l czerwca 1945 r., przedłożył ks. dr Niemczyk Ministrowi Administracji Publicznej wnioski dotyczące uregulowania spraw Kościoła ewangelickiego w dawnej prowincji śląskiej. Pismem z dnia 31 lipca 1945 r. Konsystorz Polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej mianuje ks. dra Wiktora Niemczyka swoim Pełnomocnikiem na Dolnym Śląsku. Odtąd też wszystkie sprawy dotyczące ewangelicyzmu załatwiane są w imieniu Polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP.
15 stycznia 1946 r. ks. dr Wiktor Niemczyk, składa Konsystorzowi sprawozdanie o stanie ewangelicyzmu na Dolnym Śląsku. W sprawozdaniu tym czytamy m.in. ‘Dzięki współpracy z ordynowanym dnia 30 września 1945 r, w Warszawie ks. Karolem Jadwiszczokiem… udało się dotychczas założyć pierwsze fundamenty pod polskie parafie ewangelickie w mieście Wrocławiu, w Sycowie i Międzyborzu. Istnienie parafii polsko-ewangelickiej we Wrocławiu opiera się wyłącznie na polsko-ewangelickim elemencie napływowym. Parafie w Sycowie, Międzyborzu i Namysłowie raczej na elemencie tubylczym. Ponieważ jednak los ludzkości ewangelickiej polskiego pochodzenia w tych parafiach nie jest jeszcze rozstrzygnięty w związku z brakiem wyjaśnienia prawnej pozycji ludności, która w II Rzeszy gwałtem została potraktowana jako ludność niemiecka, przeto i losy polskich parafii w Sycowie i Międzyborzu są jeszcze niepewne a przyszłość ich zależna jest od zarządzeń władz politycznych…’
Czytając dalej sprawozdanie ks. drą Niemczyka wnioskować można, że z wielkim optymizmem patrzył na przyszłość parafii wrocławskiej, znacznie gorzej przedstawiała się jednak sprawa w innych ośrodkach. Międzybórz po raz pierwszy odwiedził ks. Karol Jadwiszczok 21 października 1945 r. i odprawił tam polsko-ewangelickie nabożeństwo. Przed nim pierwsze ewangelickie polskojęzyczne nabożeństwo odprawił ks. Karol Kłus z Kluczborka. W nabożeństwie odprawionym przez ks. Jadwiszczoka wzięło udział około 60 osób.
Jak pisze ks. dr Niemczyk, pod względem językowym sytuacja wyglądała nie najlepiej. Język polski znali tylko ludzie starzy. Młodzież rozmawiała tylko po niemiecku. Sytuacja materialna tej ludności też nie przedstawiała się wesoło. Ks. dr Niemczyk pisze: ‘W styczniu 1945 r. została cała ludność miejscowa ewakuowana przez Niemców, nieliczne tylko jednostki pozostały na miejscu . Po ewakuacji ludności miejscowej domostwa pozajmowali osadnicy z głębi Polski. Po swoim powrocie z tułaczki nieszczęśni ci ludzie stanęli w obliczu kompletnej ruiny materialnej…Pieniędzy nikt z nich nie posiada… z tego też powodu nie można oczekiwać od nich jakichkolwiek ofiar na rzecz Kościoła…’ W swym sprawozdaniu ks. dr Niemczyk wzmiankuje również o Namysłowie, gdzie z wiosną 1946 r. teren ten zostanie objęty opieką duszpasterską oraz o Jeleniej Górze, gdzie powstaje silny ośrodek życia polskiego. W związku ze spodziewanym napływem polskiej ludności ewangelickiej ks. Niemczyk prosił o pomoc księdza Kościoła polsko-katolickiego ks. Krychta, a w grudniu 1945 r. udzielił już wskazówek przebywającemu na terenie Jeleniej Góry kandydatowi teologii Janowi Zajączkowskiemu. Kończąc swoje sprawozdanie ks. Niemczyk pisze m.in. ‘…Nie robi się żadnej różnicy w urzędach między rdzennymi Niemcami, a ludnością ewangelicką pochodzenia polskiego. Traktuje się ich jako Niemców i jako takim grozi im w każdej chwili egzekucja za Odrę.., Konkretyzując wnioski z którymi ewentualnie należałoby wystąpić do władz centralnych, z celem podjęcia próby naprawienia błędów popełnionych dotychczas w stosunku do tej ludności, która jest krew z krwi i kości naszej, proszę Wysoki Konsystorz o przedstawienie władzom centralnym wniosku o:

  • Przywrócenie wszystkim mieszkańcom tych terenów polskiego pochodzenia i własności prywatnej, której zostali pozbawieni jako stojący pod zarzutem ” Volksdeutsch-ostwa „.
  • Skierowanie kolonizacji z Polski centralnej na tereny leżące dalej na zachód a nie na tereny bezpośrednio sąsiadujące z Polską z 1939 r.
  • Zwolnienie składających wnioski o przyznanie obywatelstwa od wszelkich opłat, bo ludzie ci nie posiadają nic, z czego by wysokie stosunkowo opłaty te mogli uiścić „.

 

Jak z powyższego widać sytuacja Kościoła ewangelickiego na Śląsku bezpośrednio po wojnie była bardzo trudna. Tylko dzięki ofiarnej pracy tych pierwszych, którzy tu przybyli – ks. drowi Wiktorowi Niemczykowi, ks. Karolowi Jadwiszczokowi i ks. Janowi Zajączkowskiemu – można było rozpocząć odbudowę polskiej tradycji ewangelickiej na tych ziemiach. Końcem 1947 r. na Dolnym Śląsku istniało 37 parafii oraz filiałów i stacji kaznodziejskich. Dolny Śląsk podzielony został na okręgi: Jelenią Górę, Kamienną Górę, Lubań, Lwówek i Zgorzelec (obsługiwał ks. dr W. Gastpary); Legnicę, Jawor, Złotoryję, Bolesławiec, Żagań, Żary, Kożuchów i Szprotawę (ks. Jan Zajączkowski – wówczas jeszcze student teologii); Wałbrzych, Nową Rudę i Dzierżoniów (ks. W. Lucer); Ząbkowice, Bystrzycę i Kłodzko (ks. O. Tytz); Trzebnicę, Oleśnicę, Syców, Namysłów i Oborniki Sl. (ks. K. Jadwiszczok): Świdnicę, Środę Śl., Żmigród i Wrocław (ks. Senior W. Preiss). Parafie te dały zaczątek diecezji wrocławskiej.

Related Images:

Benefis Ryszarda Zająca w Jeleniej Górze

60 urodziny Ryszarda Zająca były okazją do zorganizowania 5. lutego 2011 roku benefisu dla artysty rzeźbiarza, poety i muzyka. 

Wernisaż wystawy retrospektywnej miał niecodzienną oprawę. Pośród swoich rzeźb autor grał na gitarze i śpiewał razem z Zespołem Wang, którego jest współtwórcą. To wielka rzadkość, aby w takim miejscu brzmiała muzyka z tekstami głęboko religijnymi, poruszająca tematy miłości Boga, wiary, śmierci… Benefis był okazją do zaprezentowania w BWA rzeźb Ryszarda Zająca z różnych etapów twórczości: tych najwcześniejszych z lat 80-tych, powstałych z potrzeby wolności, rzeźb buntowniczych – łączących drewno z drutami, rzeźb prześmiewczych, dzieł sakralnych, czy też aktów kobiecych. Ostatnią „miłością” artysty jest marmur. Również kilka tych prac zostało pokazane. Jubilat przyjmował życzenia od Prezydenta Miasta, Marcina Zawiły, licznie przybyłych przyjaciół, znajomych i gości. Również ks. Edwin Pech miał możliwość opowiedzenia o drodze do wiary w Boga Ryszarda Zająca. Był to niezwykły wieczór, wieczór niezwykłych wzruszeń i poruszeń, pieśni, muzyki i poezji, Ryszarda Zająca recytowanej przez znaną jeleniogórską aktorkę Iwonę Lach. Były też  muzyczne niespodzianki przygotowane przez Organizatorów: młodzi artyści Piotr Wyrostek (akordeon) i Jakub Walicki ( gitara), zaczarowali publiczność utworami m.in. Astora Piazzolli, a Marta Michalska brawurową interpretacją piosenek z tekstami Agnieszki Osieckiej. Sam artysta swoje Credo wolał wyśpiewać słowami i nutami. Dodał jedynie kilka zdań. O tym, że „nie jesteśmy pustakami stworzonymi do konsumpcji, my jesteśmy do przeżywania, każdy jest osobą duchową, jest twórcą czy to rzeźb, czy pieśni, czy własnych marzeń… a już miłość jest zupełnym odlotem”. To Bóg daje nam talenty, stwarza możliwości i obdarza siłami. Jemu niech będzie chwała i cześć i dziękczynienie. Soli Deo Gloria! 

Tekst: Bogusława Pech 

Foto: Noemi Gerstenstein

Related Images: